Ostatnio w ustawieniach systemowych miałam okazję przyjrzeć się tematowi rozczarowania rodzicielstwem, macierzyństwem. Mocne to było. Rodowe, z fizycznym bólem pojawiającym się w okolicy jajników.
Umysł zareagował szybko. Pojawiło się karcenie siebie, poczucie winy, wyrzuty sumienia, potem zapewnianie siebie i świata, że ta osoba kocha swoje dzieci ‘nad życie’, a bycie rodzicem to najlepsze co mogło jej się zdarzyć w życiu. Tak mocny jest program, że o posiadaniu dzieci to tylko milusio się mówi, aż czuję jak ściąga mi szczękę.
Gdy w tym ‘pogrzebałam’ dalej jasnym stało się dla mnie, że to nie o dzieci tutaj chodzi. Nie nimi jesteśmy rozczarowani, wręcz przeciwnie. Jak już ściągniemy z nich te wszystkie łatki i oczekiwania, które wobec nich mamy, okazuje się, że są tak perfekcyjne, jak w momencie, gdy po raz pierwszy tuliliśmy je do piersi po porodzie.
Dzieci to lustra nas rodziców. To, co rozczarowuje nas w dzieciach dotyka naszego własnego rozczarowania sobą samym. Wszystko, za co je krytykujemy, wymagamy, poganiamy, wkurzamy się dotyczy naszych własnych, nieukochanych w sobie ‘niedoskonałości’. I to idzie dalej. To, czego nie lubimy w sobie, to te części naszych własnych rodziców, których nie akceptujemy w nich.
Rozczarowani jesteśmy także rolą rodzica, jaką sobie obraliśmy, a której nie dajemy rady, czyli znowu sobą. Raptem stajemy się lekarzami, dietetykami, trenerami, nauczycielami, stylistami, psychologami itd. w jednym, ful pakiet. Nie wspomnę o pracy zawodowej i jednoczesnym byciu sprzątaczką, kucharką, praczką. Te role przy rodzicielskiej to już dawno przyjęto jako dobrodziejstwo inwentarza. Matko, żaden święty by nie podołał… Przecież to jest rola dla zaawansowanej sztucznej inteligencji w niezniszczalnym pancerzu robota. I dziwić się, że czujemy rozczarowanie i frustrację.
Co ciekawe, roli rodzica nie proponuje nam pod przymusem scenarzysta z reżyserem. Sami sobie piszemy scenariusz, obieramy rolę i kręcimy film, kamera ‘start’, ful kontrola. Tyle pośpiechu, nerwowości, zabiegania, lęku, wymuszania. Iluzja panowania nad całością filmu ‘wychowam Cię inaczej’, ‘lepiej’, ‘zapewnię wszystko, czego nie miałam’.
Proponuję w takich chwilach zwrócić się duchowo ku własnym rodzicom. Stamtąd płynie moc życia. Spojrzeć na nich i powiedzieć w sobie do nich: ‘Już teraz rozumiem. Ja dziecko z Was. Jestem taka jak Wy, nie lepsza. Daliście co mogliście, wiele tego. Więcej nie będzie. Biorę z wdzięcznością i zrobię dalej już po swojemu, najlepiej jak potrafię’. Potem możecie zwrócić się w duszy ku swoim dzieciom i powiedzieć: ‘Ja Wasz rodzic. Daję co mogę, więcej nie mam. Puszczam Was wolno byście po swojemu mogli iść w świat’.
Czyż nie jest lżej od razu na duszy? Czyż rodzicielstwo nie jest piękne?
Zapraszam na konsultację
Dla ambitnych proponuję dalsze ćwiczenie dotyczące emocjonalnych komend wydawanych dzieciom:
‘Posprzątaj’ – TY spójrz gdzie jeszcze nie posprzątałeś wokół siebie?
‘Nie marudź’, ‘nie jęcz’ – TY spójrz jaka część TWOJEGO wewnętrznego dziecka prosi o uwagę?
‘Ubierz te spodnie’ – czy TY ubierasz się dla siebie?
‘Czego ryczysz?’ – czego jeszcze TY nie wypłakałeś?
‘Słuchaj mnie’ – kiedy TY nie słuchasz siebie samego?
‘Czemu nie dzwonisz?’ – gdzie TY nie dajesz sobie uwagi?
‘Masz mnie szanować’ – gdzie TY siebie jeszcze nie szanujesz?
#ustawieniahellingera#rozczarowanierodzicielstwem#złamatka#totalnabiologia#psychobiologia